Bośniacki rudyment


Moje pokolenie, generalizując, nie ma doświadczenia z bronią palną i w naszej okolicy nie może mieć wojennych wspomnień. Na pewno nie jesteśmy w stanie wyobrazić sobie pełni ciężaru wojennych doświadczeń, możemy tylko karmić się medialnymi relacjami, filmem, literaturą czy grami komputerowymi.
Pierwszy raz pojechałem do Bośni, pół roku po pełnowymiarowej inwazji na naszych sąsiadów. Mijając kolejne ślady wojennej zawieruchy moja wyobraźnia podrzucała mi kolaż obrazów wojny. Nie tylko jugosłowiańskiej, ale i kampanii w Ukrainie. Pierwszy raz w życiu dotknąłem tak wyraźnych śladów konfliktu. Każdy odcisk wojny, która wybuchła kiedy miałem trzy lata kierował moje myśli w stronę tego co się dzisiaj dzieje tak nie daleko nas.
Po prawie trzech dekadach, podczas wszystkich pobytów mijałem wyraźne ślady walk. W większości to pamiątki, po kulach, trochę jak blizny na lokalnej architekturze. Czasem to ruiny zabudowań, czasem całe wsie, z których po konflikcie do dzisiaj zniknęło życie. W innych miejscach dalej czai się realne niebezpieczeństwo, kiedy tuż przy drodze mijamy znaki informujące o terenie zaminowanym.
Przygotowując się do tego wyjazdu poznałem słowo "rudyment". To początek i pozostałość w jednym słowie. Bośnia, z wyraźnymi rysami, z całych sił stara się budować spokojne jutro. A Ukraina marzy, żeby dzisiejszy konflikt został tylko echem. Marzy o tym początku.
Dzisiaj, nie tylko Ukraina, zastanawia się jak będzie wyglądać "jutro". Żyjemy w momencie w którym większość społeczeństwa zobligowana jest do redefiniowania sobie wielu prymarnych kwestii, a znane nam "wczoraj" jeszcze długo wspominać będziemy z tęsknotą.
 
Bośnia i Harcegowina ‘23-’24
MMXXIV
trochę tam, trochę tam
©_kozminski